Organizacje pozarządowe mają ogromną wiedzę, doświadczenie i wolę, by usprawniać polską edukację – przekonuje Elżbieta Olczak, ekspertka edukacji globalnej, Grupa Zagranica.
Magdalena Rybi-Trojanek, koordynatorka komunikacji, Grupa Zagranica:
– Sporo się działo w ostatnich latach, jeśli chodzi o wydarzenia o charakterze globalnym, które wkroczyły również na nasze polskie podwórko: katastrofy naturalne o podłożu klimatycznym, pandemia, rosyjska inwazja na Ukrainę, kryzys humanitarny na granicy polsko-białoruskiej… Pewnie mogłybyśmy jeszcze długo wymieniać. Reakcje na te zdarzenia w naszym społeczeństwie były różne – od bezwarunkowej solidarności po zaprzeczanie, niechęć, wrogość, na przykład wobec uchodźców spoza naszego kręgu kulturowego. Co na to wszystko polska szkoła? Czy polski system edukacji był i jest przygotowany, by o tym, co dzieje się współcześnie i globalnie rozmawiać z młodymi ludźmi?
Elżbieta Olczak, ekspertka edukacji globalnej, Grupa Zagranica:
– Odpowiadając krótko: nie jest. W przyszłym roku będzie dwadzieścia lat, jak pracuję w obszarze edukacji globalnej, antydyskryminacyjnej i międzykulturowej i mam poczucie, że w tym czasie zrobiliśmy dwa kroki do przodu i pięć do tyłu. Wydawało mi się, że po dwudziestu lat polska szkoła będzie edukowała młodych ludzi w stronę świadomego, globalnego obywatelstwa, będzie podejmować ważne globalnie tematy, angażować młodzież w działanie na rzecz swoich lokalnych społeczności, z myślą o globalnych wyzwaniach, itp. Ale niestety tak nie jest, w Polsce wciąż musimy mówić o podstawach, na przykład tłumaczyć, czym jest stereotyp. A nawet gdy znajdzie się organizacja albo wyszkolona w tym temacie nauczycielka, która chce przeprowadzić zajęcia o stereotypach, to rada pedagogiczna lub dyrekcja szkoły podejrzliwym okiem przygląda się takiej inicjatywie, obawiając się, czy aby na pewno nie pojawią się tam jakieś „kontrowersje”.
Nie tylko tematyka antydyskryminacyjna jest w Polsce „kontrowersyjna”. Kiedy powódź jest we Włoszech, wszyscy mówią, że to efekt kryzysu klimatycznego, a w Polsce: „temat kontrowersyjny”. I jak tu rozmawiać o wyzwaniach globalnych?
Zanim porozmawiamy o tym „jak rozmawiać”, czy mogłabyś wyjaśnić, co oznacza sformułowanie „globalne obywatelstwo”?
– Jednym z głównych celów powszechnej edukacji jest przygotowanie do pełnego uczestniczenia w życiu społecznym. Dzisiejsze społeczeństwo to nie tylko osoby, które żyją blisko nas, w naszym mieście, regionie, państwie czy nawet na naszym kontynencie, lecz ludzkość jako całość.
Działania edukacyjne, które podkreślają naszą zależność z resztą świata, a zarazem przygotowują nas do wzięcia części odpowiedzialności za losy świata, rozwijając niezbędną wiedzę, umiejętności i postawy,
to edukacja globalna.
I jednym z jej celów jest właśnie kształtowanie „globalnego obywatela i obywatelki”, który i która, podejmując decyzje – zarówno te codzienne, dotyczące stylu życia, jak i te bardziej polityczne – bierze pod uwagę nie tylko własne dobro, ale też globalne konsekwencje własnych decyzji. Edukacja globalna w swoim „DNA” ma spojrzenie z globalnej perspektywy na to, co bieżąco dzieje się na świecie i przełożenie tego na działania indywidualnych osób, w ich obszarze wpływu.
Ważnym założeniem edukacji globalnej jest to, że nie można edukować bez pokazania konkretnego zastosowania zdobytej wiedzy. Czyli, co ja Zosia – lat trzynaście, ze szkoły, w której realizowany był Tydzień Edukacji Globalnej, w temacie takim i takim – mogę teraz zrobić. Ja mogę w moim obszarze wpływu na przykład segregować śmieci. Wiem, że to są działania w skali „mikro”, ale wiem też, że gdybyśmy wszyscy segregowali, to świat wyglądałby inaczej. Gdybyśmy wszyscy zakręcali wodę, to świat wyglądałby inaczej. Gdybyśmy mówili językiem wrażliwym na różnorodność, to świat wyglądałby inaczej. To są „mikro” rzeczy, które w „mikro” skali nie mają znaczenia. Ale w skali „makro” – tworzą zmianę.
Greta Thunberg, zaczynając swoje piątkowe strajki, siedziała sama przed parlamentem w Sztokholmie. Teraz wszyscy przynajmniej słyszeli o zmianach klimatu, a część nawet montuje panele solarne na dachu lub podejmuje inne proekologiczne działania. Wracając natomiast do szkoły: myślę, że młodzież z jej kreatywnością, inteligencją i energią jest wspaniałą grupą, by angażować się społecznie. Tylko czasem potrzebuje impulsu, tematu, przewodnika.
Kto miałby być takim przewodnikiem? Nauczyciele i nauczycielki? Edukatorzy i edukatorki z organizacji pozarządowych?
– Szkoła to idealne miejsce, by na lekcjach wszystkich przedmiotów, a także w działaniach międzyprzedmiotowych, pozalekcyjnych albo projektowych budować globalne kompetencje obywatelskie. W Polsce jest grono co odważniejszych nauczycieli i nauczycielek, którzy będą poruszać wątki globalne, niezależnie od klimatu politycznego, przychylności dyrekcji czy kuratorium. Robią to często na zasadzie wkładania stopy w drzwi, czyli aktywnego szukania okazji – na przykład w ramach realizacji podstawy programowej – przy której mogliby poruszyć temat, pozwalający na poszerzenie perspektywy, dyskusję, nawiązanie do współczesności. Jest to grono skupione wokół kilkunastu organizacji pozarządowych, które edukacją globalną zajmują się od lat: przygotowują materiały, organizują szkolenia, wysyłają newslettery skierowane właśnie dla grona pedagogicznego i z myślą o wsparciu działań w szkołach.
Jednak nawet jeśli w bazie mamy kilka tysięcy nauczycieli i nauczycielek, to nadal jest to niewielkie grono, to nie jest powszechna praktyka, tylko działanie niszowe. Obecnie, ze względu na to, że wszystko, co dotyczy świata, węgla, migracji, różnorodności, podważania status quo, itp. może być uznane za „kontrowersyjne”, to ta baza osób zaangażowanych w edukację globalną osób się nie zwiększa.
Podobno od września 2023 roku w kilku szkołach podstawowych w Katowicach wprowadzona zostanie edukacja klimatyczna, póki co – pilotażowo. Ma być realizowana przy okazji nauczania innych przedmiotów. Czy może tak też powinna być realizowana edukacja globalna?
– Tak! Mam nadzieję, że kiedyś doczekam takiej chwili, ale zmiany następują bardzo wolno, zbyt wolno. O zmianach klimatu i zagrożeniach z nimi związanymi mówimy już od wielu lat, przed pandemią cały świat obserwował ruch wokół strajku klimatycznego, Ministerstwo Środowiska i Klimatu prowadzi ogólnopolski program edukacji klimatycznej, a dopiero w tym roku jedno miasto podjęło pilotaż w kilku szkołach, aby tą tematykę wpleść w siatkę zajęć. Oczywiście bardzo nas to cieszy, ale co z całą resztą?
To może lepsze byłyby rozwiązania bardziej odgórne, rewolucyjne, na przykład dodatkowy przedmiot o nazwie „edukacja globalna” albo „edukacja klimatyczna”? Można było dorzucić „historię i teraźniejszość,” to czemu nie dorzucić przedmiotu spoglądającego bardziej w przyszłość? Jeśli znalazłaby się wola polityczna ku temu.
– Moim zdaniem dokładanie kolejnego przedmiotu nie zdałoby egzaminu, a wręcz przeciwnie, wzbudziłoby niechęć wśród młodzieży, która i tak jest już przygnieciona liczbą godzin spędzanych w szkole. Raczej chodziłoby o takie przygotowanie nauczycieli i nauczycielek różnych przedmiotów, aby w momencie, gdy omawiany jest na przykład temat Krzysztofa Kolumba, to na ówczesne „odkrycia geograficzne” spojrzeć z różnych perspektyw, nie tylko europocentrycznej. Jak już omawiamy to nieszczęsne „W Pustyni i w puszczy” – choć można by nie omawiać! – to omawiajmy je krytycznie. A nie upierajmy się, że Sienkiewicz wielkim jest pisarzem. Oczywiście jestem świadoma, że za czasów Sienkiewicza panowały inne paradygmaty, nie chcę też umniejszać jego wkładu w rozwój polskiej literatury, ale teraz jesteśmy w XXI wieku, mamy dużo większą wiedzę o świecie i nie możemy pozwalać na bezkrytyczne upowszechnianie negatywnych stereotypów np. dotyczących osób czarnoskórych zamieszkujących kontynent afrykański.
Dopóki w dobranych lekturach i podręcznikach nie pojawią się treści globalne, i dalej – dopóki podręczniki nie będą bardziej krytyczne i nie będą namawiały do wątpienia w to, co jest w nich napisane,
to nie będziemy mieć edukacji globalnej i krytycznego podejścia do rzeczywistości.
Na jednym ze spotkań dotyczących edukacji globalnej Ministerstwo Edukacji i Nauki twierdziło, że edukacja globalna jest obecna w podstawie programowej, a co za tym idzie – w polskiej szkole. Innymi słowy: polski system edukacji publicznej zapewnia realizację edukacji globalnej, więc – w domyśle – nic więcej nie trzeba już robić. Zgadzasz się z tym?
– Obecność edukacji globalnej, zarówno w systemie edukacji formalnej, jak w pozaformalnej, jest w ogromnym stopniu zasługą organizacji pozarządowych, które upowszechniają tę perspektywę edukacyjną i realizują zadania publiczne z nią związane. Instytucje publiczne związane z edukacją w ostatnich latach niewiele w tej sprawie zrobiły. Co gorsza, po reformie podstawy programowej z 2017 roku nauczyciele i nauczycielki mają jeszcze mniej możliwości uwzględniania treści globalnych na swoich lekcjach, treści te nie pojawiają się również tak często w podręcznikach ani opracowaniach, z których korzysta kadra oświatowa. Poza tym w podstawie programowej nacisk położony jest na zdobywanie wiedzy, a nie wzmacnianie postaw ważnych z punktu widzenia edukacji globalnej. Żeby krytyczne treści spływały do społeczeństwa, to musi się to dziać w systemie edukacji. Bo jak osoby wyjdą z tego systemu, to mogą się już nigdy nie zetknąć z jakimkolwiek autorytetem, czymś nowym, podważającym, z innymi postawami i perspektywami.
Zabrzmiało to dość pesymistycznie. Jeśli jednak pojawiłaby się sposobność w najbliższych latach, by coś zmienić, od czego należałoby zacząć?
– Sposobność do zmiany już w zasadzie jest. W ubiegłym roku Polska zobowiązała się, że będzie realizować i rozwijać edukację globalną, podpisując Europejską Deklarację Edukacji Globalnej do 2050 roku. Edukacja przygotowująca do globalnego obywatelstwa to także jeden z celów zrównoważonego rozwoju wyznaczonych przez Organizację Narodów Zjednoczonych (cel 4.7), a także priorytet Rady Europy, wyrażony w deklaracjach podpisanych również przez Polskę. Te zobowiązania są szczególnie istotne, biorąc pod uwagę, że celem edukacji globalnej jest przygotowanie nie tylko nas, obywatelek i obywateli, ale także naszego państwa do odgrywania aktywnej roli na arenie międzynarodowej.
A odpowiadając na pytanie, od czego zacząć, to zaczęłabym od początku, czyli od przygotowania nauczycieli i nauczycielek. W tej chwili tylko w nielicznych ośrodkach akademickich, i to przeważnie w tych, które brały udział w edukacyjnych projektach organizacji pozarządowych, edukacja globalna jest elementem kształcenia na kierunkach pedagogicznych. W niektórych ośrodkach tych treści pojawia się stosunkowo dużo, głównie dzięki zaangażowaniu konkretnych wykładowców i wykładowczyń.
Jednak większość osób, które kończą studia na kierunkach pedagogicznych i przedmiotowych z przygotowaniem pedagogicznym, opuszcza mury uczelni, nie dowiadując się niczego o globalnych współzależnościach i znaczeniu edukacji globalnej.
To byłaby pierwsza zmiana systemowa.
Druga zmiana systemowa: edukacja to ważny obszar funkcjonowania społecznego, więc do zawodów nauczycielskich muszą iść osoby, które faktycznie chcą w nim pracować i są za to godziwie wynagradzane. Tymczasem nie widzę gotowości w Polsce, gotowości społecznej do rozmowy o tym, po co nam jest edukacja, co w tej szkole ma się wydarzyć, do czego ma przygotować młodych ludzi. Takiej dyskusji nam potrzeba. Wszyscy mówią, że ważne są kompetencje przyszłości, zmieniający się rynek pracy, że ileś procent dzieciaków, które są teraz w szkołach, będą pracować w zawodach, których jeszcze nie wymyślono.
A ja bym chciała rozmawiać o misji wychowawczej. Jaka ma być młody Polak i młoda Polka, urodzona bądź nie w Polsce, ale która będzie kończyła kolejne etapy edukacji w Polsce? Nie chodzi o to, czy ona będzie umiała policzyć całki, tylko jak ma reagować na wyzwania lokalne i globalne, z którymi się zetknie w swoim życiu? Jaką ma być obywatelem, obywatelem, Europejką, Europejczykiem? To jest reforma na pięćdziesiąt lat. Ale może trzeba zacząć ją wprowadzać.
Trzecia kwestia to wzmocnienie dialogu pomiędzy sektorem pozarządowym i instytucjami publicznymi oraz włączanie organizacji społecznych w procesy decyzyjne związane z prowadzeniem edukacji globalnej w Polsce. Powinny być dostępne środki na realizację zadań publicznych w tym zakresie przez organizacje, jednostki samorządowe, firmy. Tylko to nie może być jednoroczne finansowanie, gdzie konkurs jest ogłaszany w czerwcu, a projekt ma się zakończyć w grudniu. To powinien być przemyślany, długoterminowy system wsparcia finansowego połączony z merytorycznym dialogiem i współpracą.
Organizacje pozarządowe mają ogromną wiedzę, doświadczenie i wolę, by usprawniać polską edukację. Dlatego między innymi powstał Obywatelski Pakt na rzecz Edukacji – kompleksowy dokument, opracowany i podpisany przez kilkadziesiąt organizacji, który opisuje najważniejsze kierunki zmian w edukacji. Zależy nam, aby obecni lub przyszli rządzący poważnie potraktowali nasze rekomendacje.
Przypinanie łatki „kontrowersyjne”, to wygodna wymówka, aby się edukacją globalną nie zajmować. Skąd wzięło się odium kontrowersyjności wokół edukacji globalnej?
– Edukacja globalna porusza kwestie, które nie są „po drodze” obecnie rządzącym. Mam poczucie, że obecnie rządzący, z ministrem edukacji na czele, realizują politykę zawłaszczania przestrzeni i debaty publicznej, dbania o jednomyślność w społeczeństwie. Bo trudniej jest zarządzać grupą, która nie jest jednomyślna. A edukacja globalna porusza tematy, które mogą być uznane za zagrażające nierozwiniętej jeszcze polskiej tożsamości. Tak tłumaczę psychologicznie nasze polskie „nacjonalizmy”.
Polska tożsamość jest ciągle uznawana za zagrożoną, nie miała szansy się rozwinąć pod zaborami, w Dwudziestoleciu było niewiele czasu do wybuchu kolejnej wojny, a potem zza wschodniej granicy wkroczył do naszego kraju komunizm. Dlatego edukacja globalna jest „kontrowersyjna”, bo porusza te tematy, które „polska tożsamość” – trochę ją personifikuję – uznaje, że jej zagrażają. Na przykład: kwestia różnorodności kulturowej, czyli wszystko, co związane z migracjami ekonomicznymi i przymusowymi, temat praw człowieka i godności wszystkich ludzi, i o godności Polaków można rozmawiać, ale już o godności osób nieheteronormatywnych nie do końca. Mamy też kwestię potwora „gender”, który też w edukacji globalnej się kryje.
To, co w edukacji globalnej zagraża, to oczywiście cała Agenda na rzecz Celów Zrównoważonego Rozwoju, które mówią o równość płci, że ważna jest dobra jakość edukacji, że należy przeciwdziałać nierównościom, ale też o wielu sprawach środowiskowych, a tymczasem Polska „węglem stoi” i propozycja odejścia od węgla nie wchodzi w rachubę. Te wszystkie tematy są obecne w edukacji globalnej. Podobnie jak pomaganie innym. Ale w Polsce nadal większość z nas uważa, że najpierw należy pomagać „naszym”, np. polskim dzieciom.
Mało kto zdaje sobie sprawę, że jesteśmy jednym z najbogatszych państw na świecie. I trzeba zrezygnować ze swoich przywilejów i przestać tłumaczyć się, że my w Polsce mamy prawo do tego i tamtego, bo jesteśmy państwem „na dorobku”.
Najwyższy czas zrozumieć, że świat potrzebuje zmiany. Mogę mieć tylko nadzieję, że młodsze pokolenia już to wiedzą, choć szczerze wątpię, że dowiedzieli się o tym w szkole.
Wywiad powstał przy współpracy z Magdalena Kuletą-Hulboj, Uniwersytet Warszawski.