System stawia uczniów na przegranej pozycji [Nauczyciele dyskutują o ocenianiu]

To mit, że ocena cyfrowa pokazuje coś na tle grupy. W ogromnym stopniu zależy nie tylko od umiejętności i przygotowania ucznia, ale też od woli i stylu nauczyciela. Ustalenie punktacji, sformułowanie pytań, ustalenie progu punktowego – to wszystko powoduje, że oceny w różnych szkołach, klasach, a nawet u różnych uczniów nie są tym samym. Ta świadomość powoduje, że główny argument za takim ocenianiem traci swoją moc.

KRYSTYNA RÓZGA

Autorka jest nauczycielką języka polskiego

Mam 10 szefów. Każdego dnia spotykam 5-6 z nich. Wszyscy usiłują przyłapać mnie na niekompetencji. Wytykają mi błędy przy współpracownikach. Często któryś przeprowadza kontrolę. Każdy równolegle zleca kolejne zadania. A w domu mam do przygotowania raporty, sprawozdania, prezentacje. I tak każdego dnia… Brzmi jak koszmar? Mobbing?

Nikt z nas nie zgodziłby się na takie traktowanie. Wszyscy znamy: work-life balance, optymalizacja, efektywność, synergia, self-care.

Wszyscy, ale nie szkoła. Od czwartej klasy uczniowie mają zajęcia z różnymi nauczycielami, a każdy z nich ma swoje wymagania, program i zadania. Uczeń natomiast ma grzecznie dostosować się i wywiązywać terminowo.

Zmiany są potrzebne – szybkie i radykalne. Ale szkoła to nie miejsce na rewolucję. Wywrócenie systemu do góry nogami nie posłuży dzieciakom. Może jednak nawet w istniejącej rzeczywistości da się podjąć działania, które zmienią sytuację?

Zawód nauczyciela nie jest łatwy. Pomiędzy oczekiwaniami dyrekcji, realizacją materiału i pretensjami rodziców łatwo zapomnieć, że naprzeciwko nas siedzą ludzie, którzy przychodzą ze swoim bagażem, trudnościami i ograniczeniami; talentami i potrzebami.

System zawsze stawia ich na przegranej pozycji. Wyposażył bowiem nas, nauczycieli, w narzędzia przymusu, zabierając uczniom decyzyjność i cenzurując ich zachowania.

Oceny powinny informować, w jakim miejscu, w danym momencie, uczeń się znajduje, oraz pokazywać, jakie obszary opanował, a jakie jeszcze wymagają jego pracy. W większości szkół jest inaczej. Ocena to straszak, kara i nagroda w jednym; narzędzie do subordynacji. Nie zakładam złej woli – pewne mechanizmy funkcjonują od dawna, wchodzimy w nie i gramy w tę grę – za zgodą i przy wsparciu całego systemu. Ale nie oznacza to, że warto pozostawić to status quo.

Co więc możemy zrobić, żeby system oceniania odczarować?

DOCENIANIE WYSIŁKU

Uczniowie mają różne zainteresowania i możliwości poznawcze. Stawianie wymagań zgodnie z możliwościami, stworzenie obszarów, w których pracowitość jest promowana, czynny udział w lekcji czy staranność wykonania pracy docenione, wydaje się po prostu uczciwe.

JASNE REGUŁY

Oceny w szkole są trochę jak koło fortuny – w napięciu czeka się na werdykt. A przecież kryteria powinny być transparentne i jasne od samego początku. Ustalona przed zadaniem „lista kontrolna” pomaga usystematyzować wymagania i w przejrzysty sposób pokazuje, co jest brane pod uwagę.

Sam proces przyswajania wiadomości powinien być wolny od ocen. Natomiast sposób weryfikacji przyswojonej wiedzy – jak najmniej stresogenny.

DECYZYJNOŚĆ

Szkoła jest instytucją przymusową. Uczniowie nie mogą decydować o tym, kiedy i czego się uczą. A przecież, wypuszczając kolejne roczniki, chcielibyśmy, aby byli to ludzie samodzielni, sprawczy i umiejący zarządzać czasem oraz swymi działaniami. Rozpisanie zagadnień i form pracy na kolejne stopnie, oddanie uczniowi decyzji, czy chce wypracować sobie piątkę, czy trójka mu wystarczy, jest możliwe. Realizowanie zadań z wiedzą „dokąd dojdę, kiedy skończę?” daje poczucie sprawczości. Decyzyjność jest ściśle skorelowana z jasnymi regułami. Będzie działać jedynie wtedy, kiedy będziemy grać uczciwie. Umówiliśmy się na zasady, trzymajmy się więc ustaleń – odnośnie do formy, terminów i treści zadań.

INFORMACJA ZWROTNA

Dramatem związanym z ocenami jest to, że niewiele mówią o uczniu jako człowieku. To cyfra w dzienniku, która pokazuje nam bardzo uśrednioną i chybotliwą daną o jego efektach. Przez to uczeń buduje sobie równie uśrednione i chybotliwie zdanie o samym sobie. W wielu szkołach przepisy nie pozwalają na zabieranie sprawdzianów do domu, po klasówce autor pracy może tylko rzucić na nią okiem. Wie, że trója, nie wie jednak, co poszło nie tak. Ocena więc nic mu nie daje… Marzeniem byłyby oceny opisowe – po sprawdzianach, pracach pisemnych, projektach grupowych. Takie, w których nauczyciel zwraca uwagę na dobre strony, akcentuje obszary już opanowane i docenia progres. Jasno nazywa to, co trzeba poćwiczyć.

Wyobraźmy sobie klasę, w której są:

  • uczeń, który robi liczne błędy językowe, ma kłopot z budowaniem świata przedstawionego, zrobił jednak spory postęp, opanował trójdzielną budowę, pamięta o zaznaczeniu czasu i miejsca akcji;
  • uczeń z ogromną wyobraźnią, ale trudnościami ortograficznymi i interpunkcyjnymi, fabuła jest porywająca i wciągająca, ale popełnia językowe błędy z nieuwagi, chociaż ma bogate słownictwo;
  • uczennica znająca doskonale zasady pisowni, jej prace są poprawne, ale nudne – akcja jest płaska, nie ma zwrotów akcji, punktu kulminacyjnego.

Każde z nich powinno pracować nad czym innym. Każde mogłoby dostać zarówno ocenę dopuszczającą, jak i dostateczną i dobrą.

Co weźmiemy pod uwagę: Postęp i progres? Talent i lekkie pióro? Systematyczności i uporządkowanie?

To mit, że ocena cyfrowa pokazuje coś na tle grupy. W ogromnym stopniu zależy nie tylko od umiejętności i przygotowania ucznia, ale też od woli i stylu nauczyciela. Ustalenie punktacji, sformułowanie pytań, ustalenie progu punktowego – to wszystko powoduje, że oceny w różnych szkołach, klasach, a nawet u różnych uczniów nie są tym samym. Ta świadomość powoduje, że główny argument za ocenianiem cyferkowym traci swoją moc.

Nie zapomnijmy, że stopnie są tylko informacją o postępach ucznia, a nie wartością samą w sobie. Nie dla nich żyjemy my i nasi uczniowie…

Spis treści

Skip to content