Stopnie są jak narkotyk, nie da się stosować ich od czasu do czasu. Dlatego informacja zwrotna jest lepsza od informacji zawartej w stopniu. Z tej pierwszej uczeń dowiaduje się: co zrobił dobrze oraz co i jak powinien poprawić. A stopień daje tylko informację, jak daleko pozostaje od ideału.
DANUTA STERNA
Ocenianie
Ocenianie jest nierozerwalnie związane z działaniami szkoły. Wielu nauczycieli nie wyobraża sobie niewystawiania uczniom stopni. A przecież oceniać można także inaczej.
Ocenianie kojarzy nam się również z krytyką – „oceniam, czyli pokazuję ci, jak daleko jesteś od ideału”. Z licznych badań wynika, że większość ludzi lepiej uczy się wtedy, gdy nie grozi im krytyka i poniżenie przez osobę oceniającą.
Ale czy da się nauczać bez stopni? Przecież uczniowie bez takiego „dyscyplinowania” nie będą się uczyć! To jest bardzo szkodliwy mit.
Każdy z nas choć raz w życiu odczuwał przyjemność z uczenia się, przypomnijmy sobie, czy byliśmy wtedy „motywowani” perspektywą stopnia? Motywacja do uczenia się nie bierze się ze stopni, ale z wewnętrznej chęci poznawania i z zaciekawienia.
Są takie pedagogiki, które są przeciwne stopniom, np. pedagogika waldorfska i montessoriańska, i mają się dobrze.
To mit, że bez wizji nagrody i lub kary człowiek się nie uczy.
Informacja zwrotna
Pomyślicie, że znowu coś „opowiadam”, przecież stopnie w szkole były zawsze i było dobrze. Ale jednak świat się zmienia i może przyszedł czas na odejście od motywacji z ich pomocą?
Przepisy prawa oświatowego wcale nie nakazują oceniania stopniami. Owszem na koniec roku mamy relikt w postaci stopnia, ale wcześniej – NIE. W nauczaniu bieżącym nie trzeba stawiać stopni! A w klasach młodszych nawet stopień na koniec roku jest zakazany. Czyli uczeń może otrzymywać ocenę nazywaną kształtującą w postaci informacji zwrotnej. To jest zgodne z prawem oświatowym, które mówi, że ocenianie ma pomagać uczniowi się uczyć.
Niestety część nauczycieli uważa, że postawienie uczniowi kilku jedynek zmusi go do nauki. Rzeczywiście niektórzy uczniowie ze strachu zaczną się uczyć, ale płytko i krótkotrwale. Inni mogą zrezygnować z wkładania wysiłku w uczenie się.
Proces uczenia się to delikatna sprawa, wymaga od nauczyciela i ucznia wrażliwości i uwagi. Stopnie są jak narkotyk, nie da się stosować ich od czasu do czasu. Dlatego informacja zwrotna jest lepsza od informacji zawartej w stopniu.
Z tej pierwszej uczeń dowiaduje się: co zrobił dobrze oraz co i jak powinien poprawić. A stopień daje tylko informację, jak daleko pozostaje od ideału.
Dzięki informacji zwrotnej uczeń może poprawić pracę i uczyć się dalej z sukcesem. Stopień jest tylko cyfrą, zależną od różnych czynników, na przykład można ocenić jej wartość, porównując ze stopniami pozostałych uczniów. Jeśli uczeń otrzymał 3, a reszta klasy 1, to znaczy, że sobie dobrze poradził, najlepiej w klasie, a jeśli inni otrzymali 4 i 5, to znaczy, że z uczniem nie jest dobrze. Ale nie wiadomo, co jest niedobrze i jak to zmienić.
Nauczyciele w większości nie lubią wystawiać stopni, ale myślą, że muszą – wbrew prawu i wbrew logice. Apeluję zatem do nas rodziców: jeśli w Waszej szkole nauczyciele starają się odejść od stopni w nauczaniu bieżącym, to ich wspierajcie dla dobra Waszych dzieci. Nie domagajcie się stopni, nie pytajcie dzieci, co dostały. Pytajcie je – czego się nauczyły, co było trudne, co łatwe i co ciekawe, a co nudne.
Już słyszę, jak część osób ma wątpliwości – a co z oceną końcową, skąd ją wziąć, jeśli w nauczaniu bieżącym ocen brakuje. I tu mam dobrą wiadomość, z rozmów z nauczycielami wiem, że potrafią sobie z tym poradzić i pożytkiem dla siebie i dla uczniów.
Przejdźmy do zarzutu – a co z egzaminami? Niestety coraz gorzej! Testujemy coraz niżej. Już jest test po III klasie. Pozwólcie, że zapytam, czy dojdziemy do czasów, gdy stopniem będzie oceniany czas wyjścia z pieluch? Każde dziecko rozwija się we własnym tempie, a testowanie i stopniowanie próbuje włożyć wszystkich do jednego worka. Wygląda na to, że celem nauki nie jest uczenie się, ale otrzymanie dobrego stopnia i najlepiej lepszego od innych uczniów. W rezultacie uczymy się i szybko zapominamy. Jako dorośli nie zastanawiamy się, co pamiętamy z wiedzy szkolnej np. z chemii, czy biologii. Ale jeśli chodzi o dzieci, to podkręcamy śrubę – trudniejsze egzaminy, ambitna matura itd.
System egzaminacyjny jest nieprecyzyjny, stresujący i bardzo, bardzo kosztowny.
Coś w tym jest, że egzaminy po studiach magisterskich nie polegają tylko na zdaniu testu.
Tak, tak, już słyszę: a chciałbyś, aby operował cię lekarz, który miał 3 z woreczka robaczkowego? Odpowiem – nie ma znaczenia, co miał, ale jest zadziwiające, że mógłby z oceną dostateczną skończyć studia. Chciałabym, aby operował mnie lekarz, który ma doświadczenie i certyfikat wydany przez lekarza, który się na tym zna i z odpowiedzialnością certyfikat wydał.
Na koniec chciałabym zaznaczyć, że nie jestem przeciwniczką sprawdzania wiedzy i umiejętności, to potrzebne jest każdej osobie uczącej się. Uczeń powinien wiedzieć, na jakim etapie jest, co już umie, a co ma jeszcze poprawić. Ale na pewno nie dowie się tego ze stopnia i wyniku testu lub egzaminu.
Wspierajmy odważnych nauczycieli i ich szkoły w odchodzeniu od wystopniowania. Może jeszcze czas, aby można było zawrócić z tej drogi?
Odniosę się jeszcze do argumentu, że trzeba robić selekcję, aby dopuszczać do dalszego kształcenia tylko uczniów z lepszymi wynikami. W obecnych czasach jest dużo miejsc w szkołach i na studiach i wiele możliwości kształcenia. Dla każdego znajdzie się miejsce, o ile stopnie nie odbiorą chęci uczenia się. Ocena powinna pomagać się uczyć, a nie selekcjonować.