Szkoła, o jakiej nam się nie śniło. Bajka na wybory

Dream

Nauczyciele wracają do szkół, uczniowie przestają tylko wkuwać. To sen a może nasza przyszłość? SOS dla Edukacji dzieli się nietypową dla organizacji społecznych formą – zamiast eksperckiego opracowania bajka, która (jak to bajka) ma wartość poznawczą. I zawiera przesłanie na wybory

12 października 2028 roku, gdzieś w Polsce

Dzień Edukacji Narodowej wypadał tym razem w sobotę. Szkolne uroczystości miały się zatem odbyć w piątek. Piątek trzynastego.

Data wydawała się pechowa, ale na dyrektorze Marcinie Nowaku nie robiło to wrażenia. Pracował w szkole od ponad trzydziestu lat. Jeszcze do niedawna „piątek trzynastego” przytrafiał mu się średnio raz w tygodniu – dyrektor przyzwyczaił się do funkcjonowania w stanie permanentnego kryzysu i tracił już nadzieję, że dla edukacji kiedykolwiek zaświeci słońce. Ale, ku jego zaskoczeniu, kilka lat temu coś zaczęło się zmieniać. Karta się odwróciła.

Wychodząc ze szkoły w przeddzień obchodów święta oświaty, dyrektor Nowak uśmiechał się sam do siebie. Myślami wrócił do nie tak odległych czasów, gdy zarywał noce, poszukując nauczycielek i nauczycieli na miejsce tych, którzy – zniechęceni głodowymi pensjami i narastającym stresem – szukali szczęścia w innych profesjach. To nie poprawiło się od ręki, ale od pewnego czasu spał już spokojniej. Solidne podwyżki i waloryzacja nauczycielskich płac sprawiły, że kadra pedagogiczna przestała odchodzić. Co więcej, osoby, które odeszły, ale tęskniły za szkołą, zaczęły wracać.

Decyzje o powrocie były tym łatwiejsze, że po wielu latach nauczycielki i nauczyciele mieli znowu wpływ na to, czego i jak uczą. Dyrektor zawsze był fanem projektów uczniowskich, ale kadra tylko wzruszała ramionami – nie ma na to czasu. Teraz zabrali się za realizację projektów, i dzieci uczą się, w praktyce, zamiast wkuwać zadany materiał. Przybyło eksperymentów na lekcjach i zajęć w terenie. Uczennice i uczniowie prowadzą w szkole dyskusje o tym, co uważają za istotne – zmianach klimatu, migracjach, sztucznej inteligencji, no i o tym, co warto robić w życiu. Ci młodzi uwielbiają się mądrzyć, jak żyć – uśmiechnął się z rozczuleniem dyrektor Nowak.

Pomyśleć, że wystarczyło ograniczenie podstawy programowej, by ulżyć przemęczonym dzieciom i obudzić w nich chęć do myślenia i działania. Samorząd uczniowski i rada szkoły działały tak, jak Nowak to sobie kiedyś wymarzył. Same ciągnęły tyle spraw, że miał wreszcie czas, by zająć się wspieraniem kadry nauczycielskiej, rozmowami z uczniami i rodzicami, no i dbaniem o wyposażenie szkolnych pracowni, co jako człowiek konkretu lubił szczególnie. Udało mu się nawet uporządkować wiecznie zaniedbany teren wokół boiska. Młodzi założyli tam ogródek, a pod starym bzem  świątynię dumania. Samorząd miejski finansował małe programy szkoleniowe z lokalnej i unijnej kasy, w tym sieć wsparcia i samokształcenia dla kadry kierowniczej z całego miasta.

Dyrektor wciąż się dziwił, jak w nowej rzeczywistości młodzi ludzie dojrzewają – potrafią wyjść z inicjatywą, przekonywać do swoich pomysłów, działać zespołowo. Pokój nauczycielski też był zupełnie inny, spotkania rady pedagogicznej i zespołów przedmiotowych czy wychowawczych przestały być fikcją.

Odkąd nauczyciele wprowadzili ocenianie kształtujące, skończyła się zmora  pretensji i uczniów i rodziców o złe oceny – uczniowie uczą się nie dla stopni, a jeśli rywalizują to na pomysły.

Szkoła Nowaka zaprasza na zajęcia ludzi z organizacji społecznych, dzięki którym powstały też trzy kluby – filmowy, debatancki i europejski. Zgodę na udział dzieci w zajęciach z edukacji psychoseksualnej wyrazili prawie wszyscy rodzice, bo dawne upiory straszenia LGBT poszły spać.

Oczywiście wyzwań wciąż nie brakowało. Jako doświadczony pedagog Marcin Nowak wiedział, że w świecie, który zmienia się tak szybko i nie zawsze w dobrym kierunku, edukacja nie uniknie problemów. Ale dyrektor, choć swego czasu stracił już cały zapał do pracy, był naprawdę gotowy, by stawiać czoła wyzwaniom.

Zmiany, które zaszły w oświacie po wyborach 2023 roku, dodały mu energii. Odzyskał wiarę, że jego praca ma sens. Na Dzień Edukacji Narodowej czekał tym razem wyluzowany, a nie, jak dawniej, z poczuciem rozpaczy, że będzie trzeba gadać jakieś głupoty. A że obchody przypadały w piątek trzynastego? Uznał to za niefortunny zbieg okoliczności.

***

Odgłos upadającego na podłogę długopisu wyrwał dyrektora Nowaka ze snu. Mężczyzna głęboko westchnął… W jego śnie tylko data się zgadzała. Był czwartek, a na kolejny dzień, piątek 13 października 2028 roku, zaplanowano huczne obchody święta oświaty. Oświaty, która w ostatnich latach wbrew oficjalnej wersji, wcale nie wstała z kolan, raczej pełzała po podłodze, a ludzie byli na skraju wytrzymałości.

Dyrektor  spojrzał na zegarek. Dochodziła 23.00. Wolałby drzemać  w  domu przed telewizorem, a tymczasem wciąż tkwił przy dyrektorskim biurku.

Od kilku miesięcy szukał chętnych na miejsce kilkorga nauczycieli, którzy złożyli wypowiedzenia. Jak co roku operacja „łatania dziur” trwała przez całe wakacje i jak co roku zakończyła się połowicznym sukcesem. Po długich rozmowach dwoje emerytów zgodziło się zostać w szkole na jeszcze jeden, ostatni rok. Zarzekali się, że na tym koniec, bo jako grupa 70+ mają na prawdę dosyć. Godziny chemiczki i geografa udało się rozdzielić między innych nauczycieli, ale ta sztuka nie powiodła się w przypadku matematyki, fizyki i angielskiego. Nauczyciele tych przedmiotów już wcześniej mieli o wiele za dużo zajęć.

Tradycyjne metody rekrutacji zawodziły. Publikacja ofert pracy na stronach kuratoriów stała się rytuałem pozbawionym większego sensu. Liczba ofert przytłaczała, a chętnych było jak na lekarstwo. Nie pomagały liczne kontakty w urzędach i dobre relacje z innymi dyrekcjami. Każdy przecież szukał rąk do pracy i każdy chciał być o krok przed innymi.

12 października, w przeddzień święta edukacji, część uczennic i uczniów nie mogła więc liczyć na lekcje matematyki, fizyki i angielskiego z prawdziwego zdarzenia. Dlatego mimo późnej pory dyrektor siedział nadal w gabinecie. Korzystając z chwili spokoju, pisał maila rozpaczy do anglistki, która pięć lat temu odeszła do „korpo”. Urodziła właśnie dziecko, więc może… Sprawdzał też dla świętego spokoju, czy w sieci nie pojawiły się nowe wpisy osób szukających pracy. Nie pojawiły się.

W końcu znużenie wzięło górę. Zorientował się, że ostatnie pół godziny spędził, śniąc o lepszej szkole i uznał, że dość tego, na prawdę czas do domu. Przed wyjściem z pracy raz  jeszcze sprawdził służbową pocztę. .

W skrzynce był tylko jeden nieprzeczytany e-mail. To jednak wystarczyło, by wciąż zaspany dyrektor Marcin Nowak na dobre się obudził. Wiadomość została wysłana przez kuratorium oświaty.

E-mail z kuratorium? O tej porze?! Dyrektor poczuł, jak serce zaczyna mu bić coraz szybciej.

***

E-mail z kuratorium. To rzadko oznaczało coś dobrego. Biurokratyczna mitręga, zapowiedź kontroli, pouczenie – tego można się było spodziewać po wiadomości z organu nadzoru. Już na sam widok adresu nadawcy Nowaka zawsze oblewał zimny pot. Za każdym razem odwlekał moment kliknięcia w jej treść.

Skąd ten lęk? Przecież jak ognia unikał kontrowersji. Znając poglądy kuratorki, która zbiegiem okoliczności nosiła to samo nazwisko co dyrektor,  z wyprzedzeniem pacyfikował inicjatywy, które mogły przysporzyć problemów jemu i całej szkole. Dawniej próbował przekonywać panią Nowak do swoich racji, ale z czasem przestał zgrywać bohatera. Po co tracić zdrowie i nerwy na ostatniej prostej przed emeryturą.

Dyrektor stawał więc na rzęsach, by zadowolić kuratorium, ale czasami nawet to nie wystarczało. Straszenie i połajanki były na porządku dziennym. Miał poczucie, że nie zna dnia ani godziny, kiedy przyjdzie mu się bronić przed kolejnym absurdem. Coś podpowiadało mu, że ta godzina wybiła. Właśnie teraz, 12 października o 23.00.

E-mail był pusty. Teoretycznie o to mogła być pomyłka, ale wewnętrzny głos podpowiadał dyrektorowi Nowakowi coś innego, a przeczucia zwykle go nie zawodziły. Zaczął analizować, czy wykazał się wystarczającą gorliwością w wypełnianiu obowiązków. Czyżby chodziło o patrona? Podczas jutrzejszej akademii miał zaprezentować kandydatów i kandydatki na patrona szkoły. Kandydatury zgłaszali wprawdzie uczniowie i uczennice, ale on, dla świętego spokoju, wysłał zawczasu  listę do kuratorium. Chciał mieć pewność, że życiorysy, z akcentem na patriotyczną postawę i orientację seksualną, nie będą budziły zastrzeżeń. Odszukał starą wiadomość z kuratorium i uspokoił oddech – miał oficjalne potwierdzenie, że lista potencjalnych patronów i patronek została zaakceptowana.

Ale jeśli nie patron, to co? Co takiego mu umknęło? Może chodziło o organizacje pozarządowe? Był przekonany, że lista organizacji, które miały prowadzić zajęcia w szkole, została dokładnie sprawdzona. Większość odpadła lub zrezygnowała w trakcie. Może jednak coś przeoczył? Kolejny raz Zaczął porównywać ją z ministerialnym wykazem organizacji, które zajmują się seksualizacją dzieci i młodzieży. Punkt po punkcie sprawdził nazwy i adresy… Uff, żadne „podejrzane” stowarzyszenie nie prześlizgnęło się przez weryfikacyjne sito. Także w tym wypadku kuratorka nie mogła szkole nic zarzucić.

A może… Teraz dyrektor przestraszył się nie na żarty. Może ktoś szykuje prowokację na jutrzejszą akademię? Kadry nauczycielskiej nie podejrzewał, ale po nastolatkach można się spodziewać wszystkiego. Co, jeśli on spokojnie siedzi w gabinecie, a na sali gimnastycznej nie ma już biało-czerwonej flagi, a zamiast niej wisi tęczowa?

Dyrektor zerwał się z fotela i wybiegł z gabinetu. Na pierwszy rzut oka dekoracje w sali gimnastycznej wyglądały, jak należy. Flaga Polski wisiała na swoim miejscu, a na każdym krześle leżał biało-czerwony kotylion. Żaden element wystroju nie przypominał tęczy.

Może jednak Nowak przesadzał? Może jutro wszystko pójdzie zgodnie z planem, mimo że to piątek trzynastego?

Dyrektor wrócił do gabinetu. W swojej skrzynce dostrzegł kolejną wiadomość z kuratorium.

Autor przepraszał za omyłkowe wysłanie e-maila bez treści. Prosił, by podczas uroczystości z okazji Dnia Edukacji Narodowej dyrektorzy odczytali list ministra edukacji, w którym Przemysław Czarnek podsumowywał sukcesy ośmiu lat “swojej służby polskiej szkole”i kreślił plany na przyszłość.

Dyrektor zaczął się powoli pakować do domu. Zawsze na schodach dopadały go niepotrzebne myśli. Zrobiło mu się głupio, że dał się sprowadzić do roli wykonawcy poleceń góry i że nie widzi już sensu, by głośno powiedzieć, co myśli. Nie chodzi nawet o brak odwagi – pomyślał – tylko po co? Żeby poprawić sobie humor ostentacyjnie zignorował list ministra – postanowił, że przeczyta go jutro.

Kątem oka dostrzegł tylko tytuł: „Szkoła, o jakiej wam się nie śniło”.

Spis treści

Skip to content