Szkoła powinna przewidywać ścieżkę wsparcia dla dzieci, którym dotąd nikt nie czytał, przy jednoczesnym rozwijaniu kompetencji tych dzieci, które już czytają.
Sienkiewicz – tak czy nie?! To chyba najczęstszy motyw debat o lektury. Kusząca jest prostota tego pytania. Problem w tym, że to źle postawiona alternatywa. Trochę tak jakbyśmy proponowali dzieciom siatkówkę lub koszykówkę, nie stwierdziwszy, czy potrafią już dobrze biegać.
Prawdziwe problemy
Funkcjonowanie lektur w szkole wymaga oczywiście głębokiej reformy, ale dobór listy powinien wynikać z przemyślanej strategii, a nie być listkiem figowym przykrywającym de facto brak owej reformy. Gorąca debata za Henrykiem lub przeciw niemu odciąga nas od sedna i jest w tym sensie bardzo niedobra, jest debatą zastępczą. Prawdziwych problemów nie dotyka.
Zastanawiając się nad funkcjonowaniem książki w szkole, należy najpierw odpowiedzieć na pytanie o celowość czytania.
Drugim krokiem musi być zmapowanie kontekstu. I dopiero trzecim formułowanie strategii wyrażonej w konkretnych postulatach.
A zatem: cele. Na poziomie fundamentów umiejętność czytania jest kluczową kompetencją umożliwiającą naukę: po pierwsze, ze względu na pozyskiwanie wiedzy (musimy móc przeczytać taką czy inną definicję, także matematyczną), po drugie, na poziomie przetwarzania wiedzy czytanie wyposaża nas w kompetencje analityczne niezbędne do zrozumienia pojęć czy konstruktów teoretycznych. Uczymy dzieci czytać, by potrafiły dzięki czytaniu się uczyć i stawać się, kim chcą, zdecydowanie nie tylko humanistami. Budujemy ich kompetencje do osiągnięcia niezależności finansowej, odpowiedzialności gospodarczej i społecznej. Czytanie to fundament rozwoju społeczności.
Co mówią badania?
Badania OECD Reading for Change pokazały, że dzieci, które czytają dla przyjemności (lubią to i same sięgają po książki), osiągają lepsze wyniki niezależnie od swojego pochodzenia socjoekonomicznego. Czytanie jest zatem udowodnionym narzędziem wyrównywania szans edukacyjnych (i życiowych). Myślę, że to arcyważny i wspaniały cel – sprawić, by dzieci polubiły czytanie, bo dzięki temu wszystkie mogą mieć równe szanse w życiu. Czytanie to szansa na równość.
Oczywiście czytanie jest także narzędziem zrozumienia własnej kultury oraz budującym szacunek i zainteresowanie innymi. Celem czytania w szkole na poziomie kulturowym powinno być zrozumienie siebie i innych oraz wspieranie postaw tolerancji, włączania i pokojowego współistnienia różnych kultur i postaw. I dopiero na tym poziomie celów dochodzimy realnie do pytania o Sienkiewicza.
Co powinny dzieci czytać, by stawać się wrażliwymi, empatycznymi i świadomymi obywatelami Polski, Europy i świata? A może wręcz: Śląska (czy innego regionu), Polski, Europy i świata?
Czytanie to kultura.
Fundamenty
Teraz słowo o kontekście. Arcyważnym podłożem pracy z lekturami w w szkole jest poziom kompetencji czytelniczych, z jakimi dzieci do szkoły trafiają. W 30 proc. polskich domów nie ma książek do czytania. Połowa polskich rodziców nie czyta swoim dzieciom. To oznacza, że statystycznie nauczycielki pierwszych klas szkoły podstawowej dostają pod opiekę grupy, w których rozziew kompetencyjny jest trudny do wyobrażenia: dziecko z rodziny czytającej ma za sobą pewnie ze 100 przeczytanych książek, bogate słownictwo, kompetencje analityczne, społeczne, umiejętność rozmowy i empatyczność, które predestynują je do sukcesu szkolnego. Dziecko, z którym nikt nigdy nie przeczytał książki, statystycznie rzecz biorąc, jest na absolutnie innym etapie i bez intencjonalnego wsparcia ma bardzo małe szanse na dogonienie kolegów. Pochylenie się nad tym właśnie kontekstem jest kluczowe. Oczekiwanie, że nauczyciel wczesnoszkolny sam sobie z taką sytuacją poradzi, byłoby tworzeniem jakiegoś olbrzymiego fałszu. Na to oczywiście nakłada się kontekst szkół płatnych, które dzięki doborowi dzieci takiego problemu nie mają (lub mają go mniej), co potęguje nierówności i utrudnia ostre widzenie problemu.
Jest zatem sprawą fundamentalną, by system edukacji na samym początku dostrzegł rozziew kompetencyjny i stworzył możliwości rozwoju czytelniczego dla wszystkich dzieci – bez względu na ich bagaż kulturowy.
Szkoła powinna przewidywać ścieżkę wsparcia dla dzieci, którym dotąd nikt nie czytał, przy jednoczesnym rozwijaniu kompetencji tych dzieci, które już czytają.
To trudne, ale nowoczesne myślenie o edukacji musi stawiać sobie za cel rozwijanie kompetencji wejściowych przy jednoczesnym wyrównywaniu szans dzieci o mniejszym kapitale kulturowym (ważną strategią uzupełniającą powinny być kampanie społeczne do rodziców o czytaniu od niemowlęctwa, by zwiększyć odsetek dzieci, które zaczynają szkołę, gdy są na to przygotowane).
Tropem o udowodnionej skuteczności jest wciąganie dzieci w czytanie przez frajdę – otworzenie się na początku drogi na czytanie dla śmiechu, dla zabawy, czytanie tego, co dzieci same wybiorą. Stworzenie atmosfery bezpieczeństwa wyboru, niestygmatyzowanie książek jako głupich, niewystarczająco pouczających czy literacko słabych jest drogą do stworzenia w dzieciach asocjacji czytania z czymś fajnym.
I to jest dźwignia sukcesu funkcjonowania lektur w szkole.
Bo jeśli nauczymy się wyrównywania kompetencji czytelniczych i stworzymy system, w którym wszystkie dzieci kończące trzecią klasę czytają bardzo dobrze, ze zrozumieniem, i z przyjemnością (to ostatnie w świetle badań jest superważne!),
to mamy otwartą drogę do karmienia ich mózgów najróżniejszymi lekturami, które zbudują ich tożsamość kulturową i otwartość, życiową niezależność i odpowiedzialność.
Nastolatek, który umie i lubi czytać, zachwyci się takim czy innym Orwellem, zrozumie Dostojewskiego, doceni kunszt „Pana Tadeusza” i będzie gotowy na dyskusję z Sienkiewiczem i wokół niego. Nie chodzi o to, że każdy ma obowiązek kochać te książki, chodzi o to, że czytanie i zasoby, które ono w nas buduje, są kompetencjami, bez których nie jesteśmy w stanie świadomie realizować swoich praw obywatelskich. Uczeń nie ma obowiązku kochać lektur. Uczeń ma prawo oczekiwać skutecznego zaproszenia do kultury książki: prawa do czytania, czyli prawa do kompetencji. A szkoła ma obowiązek to prawo mu zapewnić.
Tekst ukazał się na łamach Gazety Wyborczej.